niedziela, 14 lipca 2013

1. Ucieczka, ale od czego?

Cześć! To moje pierwsze opowiadanie, więc mam nadzieję, że mimo wszystko będzie się podobać. Tak więc mam też prośbę. Jeśli czytasz to zostaw po sobie komentarz, napisz co myślisz :) Nie będę już więcej marudzić, zapraszam do czytania :)
***
Uciekałam ile sił w nogach. Biegłam prosto co chwila schylając głowę, żeby nie uderzyć się o gałąź. Nie było wcale łatwo przy mojej koordynacji ruchowej. Próbowałam się odwrócić i zobaczyć czy mężczyzna, który mnie napadł dalej mnie goni... Właśnie wtedy zrozumiałam jak wielki błąd popełniłam. Potknęłam się o wystający korzeń ogromnej sosny. Upadłam na kolana.. Rękoma udało mi się zamortyzować upadek. Byłam przerażona, bo zdawałam sobie sprawę, że ten upadek bardzo mnie spowolnił. Po cichu na kolanach przeszłam między wysokimi choinkami i szukałam schronienia. Zaczęłam panikować, bo głosy mojego prześladowcy były coraz głośniejsze. Schowałam się pod jedną z ogromnych sosen. Wstrzymałam oddech i czekałam na cud. Łzy leciały mi po policzkach, ale wiedziałam, że na nic mi one teraz. Wsłuchałam się w otoczenie, bo nagle zrobiło się jakoś cicho. Słyszałam jakieś szelesty, ale nie byłam tak odważna żeby się ruszyć i wyjrzeć zza igieł. Po prostu czekałam. Nagle poczułam silny uścisk na swoich ramionach. Bolało aż zawyłam... Zostałam stamtąd wyciągnięta siłą. Próbowałam się bronić, gryzłam, kopałam... Ale to było na nic. Mężczyzna był silniejszy. Usiadł na mnie i zaczął mnie okładać pięściami i obrażać. Poddałam się. Nie miałam sił na obronę, nie miałam sił na nic... Wiedziałam, że jeszcze trochę i umrę.

Spróbowałam otworzyć oczy. Jednak światło jakie na mnie czyhało było tak silne i tak rażące, że musiałam tę czynność wykonać jeszcze raz, tylko że wolniej by przyzwyczaić wzrok do nowego otoczenia. Podniosłam rękę, a raczej zdawało mi się, że tak zrobiłam, ponieważ jakiś ucisk mi przeszkadzał. Znowu jestem skrępowana... przecież już jestem w niebie. Zaczęłam się rzucać, szukałam wolności i poczucia bezpieczeństwa.
- Wyrywa się! - usłyszałam krzyk jakiejś kobiety.
Nie mogłam się uspokoić, nie teraz. Moje bezpieczeństwo, mój azyl jest na wyciągniecie ręki. Teraz się nie poddam.
- Zawołajcie lekarza! - tym razem krzyczała inna kobieta. - Spokojnie nic Ci nie będzie. Jesteśmy lekarzami. Chcemy Ci pomóc. - mówiła chyba do mnie, próbując mnie uspokoić.
Lekarzami? Myślałam, że robią sobie ze mnie żarty. Dlaczego jestem w szpitalu, skoro w lesie miało się zakończyć moje młode życie... Zastanawiając się nad tym usiłowałam sobie przypomnieć ostatnie momenty z lasu, ale w mojej głowie panowała tylko pustka.
- Uspokaja się. - powiedział męski głos.
Kiedy się już uspokoiłam i zapanowałam nad tysiącami pytań, które kłębiły się w mojej głowie jak gniewne, burzowe chmury próbowałam zadać chodź jedno mądre pytanie...
- C..czy... czy ja ży...żyję?
Oczy pomału przyzwyczajały się do nowego otoczenia. Tu gdzie leżałam było bardzo jasno, w suficie była tylko jedna lampa. Przede mną stał mężczyzna ubrany na biało. Miał cudnie ułożone blond włosy i wpatrzone we mnie z troską niebieskie oczy. Na jego ustach pojawiał się uśmiech dostosowany do sytuacji. Był uroczy. Obok niego stały dwie kobiety. Na ogół bardzo do siebie podobne, również ubrane na biało, ale jak im się przypatrzyłam dokładniej to widziałam szczegóły, które je odróżniały. Na przykład obie były blondynkami tyle, że jedna z nich miała charakterystyczny pieprzyk przy oku.
- Twój stan jest stabilny, ale zostaniesz u nas jeszcze na obserwacji. - powiedział mężczyzna. - Nazywam się Ian Williams i jestem Twoim lekarzem.
- A jak ja się... tu... znalazłam?
- Dostaliśmy anonimowe zgłoszenie od jakiegoś mężczyzny, który twierdził, że w lesie przy głównej drodze leży mocno zraniona dziewczyna. Od razu tam pojechaliśmy i znaleźliśmy Ciebie.
- Ale.. ale.. ale ja myślałam, że umieram... - zaczęłam cichutko łkać.
- Nie znaleźliśmy przy Tobie żadnych dokumentów.. Jak się nazywasz? - spytała pielęgniarka.
- Nazywam się Jessica. Jessica Lorens.
- Bardzo ładnie. - powiedział doktor uśmiechając się czarująco. - No nic, zostawiamy Ciebie samą żebyś mogła odpocząć. Na wizytę przyjdę pod koniec swojego dyżuru.
- Dobrze.
Rozejrzałam się jeszcze po sali, w której się znajdowałam. Obok mnie stała wielka aparatura medyczna. Po drugiej stronie czekał na mnie budyń i pilot od telewizora. Pielęgniarka jeszcze poprawiła kroplówkę i tak jak pozostali opuściła moją salę. Zostałam sama. Dostałam odpowiedź tylko na jedno pytanie. Wiem, że żyję. Ale wciąż zostało mi dużo do przemyślenia... co z tamtym mężczyzną z lasu, kto zawiadomił pomoc. Potem trochę w ramach odskoczni od przykrych wspomnień zaczęłam myśleć o moim lekarzu, o panie Ianie. Był przystojny i miałam nadzieję, że także wolny. Chociaż kto by zwracał w ogóle uwagę na biedną i pokrzywdzoną kobietę. Zbierało mi się na płacz... nie miał mnie kto odwiedzić. Moi rodzice zginęli w wypadku 15 lat temu, a moja siostra odeszła jak tylko skończyła 18 lat. Spojrzałam na budyń i na pilota. Włączyłam od niechcenia telewizor i szukałam jakiegoś ciekawe kanału. Jednak szpitalne telewizory nie mają za wiele możliwości, więc pozostałam przy zwykłej stacji TVN i oglądałam pierwszy lepszy serial. Przyznaję... nudziło mi się. Czułam, że jestem głodna tylko nie wiedziałam czy mogę jeść.. ja w ogóle nie wiedziałam co mogę robić, a czego mi nie wolno. Postanowiłam zawołać o pomoc i poprosić żeby uwolnili mnie z pasów, które ściskały mój brzuch i klatkę piersiową. Po jakimś czasie mojego nawoływania przyszły te dwie blond pielęgniarki i wyswobodziły mnie z uścisku. Ładnie im podziękowałam i zajęłam się budyniem.

Musiałam przysnąć, bo kiedy otworzyłam lekko oczy widziałam jak przystojny lekarz kręci się wokół mojego łóżka. Zaraz, zaraz może to nie jest przystojny lekarz tylko jakiś psychopata albo ten mężczyzna z lasu. Zerwałam się z łóżka podeszłam do drzwi. Dłoń zacisnęłam na klamce i obserwowałam mężczyznę.
- Jessico to ja Ian. Spokojnie nic Ci nie grozi. - mówił spokojnie zachęcając żebym wróciła do łóżka wypoczywać.
- Ja... ja.. przepraszam. - próbowałam się uśmiechnąć przepraszająco, ale z tego wyszedł mi tylko grymas.
- Nie szkodzi. Musiałaś przejść przez wiele złego skoro zachowujesz się tak instynktownie. - podsumował moje zachowanie lekarz.
- Ja nie wiele pamiętam...
- A co pamiętasz?
- Pamiętam las. Pełno drzew i liści, które muskały moją twarz podczas ucieczki. Ktoś mnie gonił... Jakiś mężczyzna.
- Czego chciał?
- Nie mam pojęcia. Gonił mnie, więc jak uciekałam. Potem się przewróciłam i schowałam się pod sosną. A on mnie dopadł, usiadł na mnie... i... i...
Zaczęłam płakać. Można powiedzieć, że wpadłam wręcz w histerię nad którą nie potrafiłam zapanować. Lekarz chyba nie do końca wiedział co powinien zrobić, podszedł do mnie i przytulił. Sprawił, że przez chwilę czułam się bezpieczna.
- On mnie bił. Okładał pięściami i obrażał... ale ja mu nic nie zrobiłam, przysięgam. - dokończyłam z przerażeniem w oczach, wciąż czułam pięści na swojej twarzy.
- Już dobrze. - powiedział doktor głaskając mnie po włosach.
Kiedy tak staliśmy przytuleni czułam się jak we własnym raju. Starałam cieszyć się tą chwilą, mimo tego iż nie znam lekarza, który mnie obejmuje. Wtedy doktor złożył na moim czole pocałunek. Spojrzałam w jego oczy i chciałam coś powiedzieć, ale właśnie wtedy do pokoju weszła jedna z tych ładnych pielęgniarek. Lekarz odsunął się ode mnie gwałtownie, a ja stałam tam gdzie wcześniej.
- Panie doktorze, pani z pod jedynki się bulwersuje i prosi o pańską obecność. - powiedziała po czym opuściła salę.
- Przepraszam Jessico za ten.. za ten pocałunek. Przekroczyłem granicę. - tłumaczył się mężczyzna. - Muszę już iść, inni pacjenci czekają.
- Niech pan nie przeprasza. To nie pana wina. Dziękuję, że chodź przez chwilę mogłam czuć się bezpiecznie. - ładnie się uśmiechnęłam. - Niech pan idzie ratować ludzkie życia. - powiedziałam puszczając mu oczko z uśmiechem na twarzy.
Doktor się również uśmiechnął, chyba nawet zarumienił i wyszedł z mojej sali. Stałam tak jeszcze przez chwilę cała w skowronkach... Jednak postanowiłam, że powinnam jednak się położyć i odpoczywać. Zajęłam swoje łóżko i spoglądając co jakiś czas na telewizor myślałam czemu to się właściwie tak potoczyło jeśli chodzi o mnie i o lekarza. Jednak szczerze musiałam przyznać, że podobał mi się i była to dla mnie miła chwila zapomnienia o kłopotach i mężczyźnie z lasu.

2 komentarze:

  1. Hej! Notka dobra, fabuła również :) Za szybko jak dla mnie rozkręciłaś motyw z lekarzem, ale w sumie wszystko zależy od Ciebie :) Ładny szablon. Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej. Bardzo fajnie zapowiadające się opowiadanie. Wygląd bloga też bardzo fajny. Pozostaje czekać na więcej :)

    OdpowiedzUsuń