wtorek, 16 lipca 2013

2. Nie dam się zastraszyć

Hej! Udało mi się złożyć zamówienie na szablon do bloga :) Mam nadzieję, że będzie piękny, bo patrząc na wszystkie prace Cary mogę śmiało powiedzieć, że wszystkie przez nią wykonane szablony są wprost idealne :) Pozdrawiam i zapraszam do czytania!
***

Obudziłam się szybko, jeszcze przed porannym dyżurze lekarzy. Noc minęła mi w miarę spokojnie. Owszem śniła mi się tamta koszmarna chwila mojego życia i przez to budziłam się kilka razy w ciągu nocy, ale dałam radę. Rozejrzałam się po sali i szukałam nowości. Po lewej stronie na stoliku brakowało budyniu, czyli albo wszystko zjadłam albo nie donieśli mi nowego. Kiedy spojrzałam w prawo zachichotałam z zachwytu. Na stoliku stał piękny bukiet kwiatów. Podniosłam się, ale nie mogłam wstać. Jakoś dziwnie bolał mnie brzuch kiedy próbowałam się mocniej podnieść. Położyłam się z powrotem i czekałam na lekarza. Może po 30 minutach przyszedł lekarz w asyście pielęgniarki, która poprawiła mi kroplówkę i przyniosła budyń.
- Dzień dobry Jessico. Jak się dzisiaj czujesz? - spytał doktor.
- Dzień dobry. Dzisiaj nawet dobrze, dziękuje doktorze. - zawahałam się, ale zadałam pytanie. - Czy to możliwe żeby bez przyczyny bolał mnie brzuch?
- Boli Cię brzuch?
- Mhm. Kiedy próbuję się podnieść o tu. - pokazałam na miejsce, które mnie boli. -  O tu mnie boli.
Spróbowałam się podnieść żeby pokazać o co mi chodzi i zawyłam z bólu. Bolał mnie brzuch, a przecież niczym nie mogłam się zatruć. Szybko się położyłam i złapałam mocno za brzuch myśląc, że jak mocno ścisnę to miejsce to nie będę czuła bólu.
- Jessico nie rób tak! - polecił lekarz. - Podnieś koszulę sprawdzę to na wszelki wypadek, chociaż nie powinno to być nic poważnego.
Bez zastanowienia podwinęłam lekko szpitalną koszulę. Nie za wysoko, bo jakoś zaczęłam się krępować. Dłonie lekarza dotykały mnie delikatnie, tak jakby nie chciały sprawić mi najmniejszego bólu. Poprosił żebym podwinęła koszulę jeszcze troszkę, ponieważ chciał spojrzeć na żebra. Trochę się zastanowiłam czy aby na pewno o to chodziło, a potem odsłoniłam trochę więcej. Pan Ian, przystojny lekarz chyba się zarumienił co mi bardzo schlebiało. W sumie pielęgniarki już nie było w pomieszczeniu kilka dobrych minut, ale starałam się nie prowokować losu.
- Czy wszystko w porządku? - spytałam.
- Tak. Myślę, że ten ból spowodowany jest siniakami jakie zaczynają się pojawiać, bo ataku. Miejmy nadzieję, że szybko znikną i dadzą Ci spokojnie cieszyć się życiem. - uśmiechnął się czarująco.
- To dobrze. Kiedy będę mogła się wypisać?
- Wypisać? Zostajesz na obserwacji jeszcze przez jakiś czas.
- Ale jak to? Przecież wszystko ze mną dobrze. Po co mam zajmować miejsce... ktoś może go potrzebować. - tłumaczyłam się uparcie.
- Rozumiem...
Tak bardzo chciałabym mu powiedzieć, że chciałabym wybrać się z nim na kawę, ale jak zacząć taką rozmowę. Przecież lekarz może być zajęty albo niezainteresowany moją osobą... Wydawał się być miły. Spróbowałam.
- Chcę się wypisać. - powiedziałam stanowczo. - I chciałabym zapytać o coś jeszcze. - powiedziałam już łagodniej delikatnie się uśmiechając.
- Oczywiście, o co chodzi?
- Chciałabym Pana zaprosić na kawę... o ile to oczywiście będzie możliwe. Rozumiem... praca i pacjenci... - ciągnęłam.
Nagle poczułam, że robi mi się bardzo ciepło. Oddychałam wolno i dość głęboko. Dotknęłam wierzchem dłoni policzek.. Był ciepły i za pewnie czerwony. Zarumieniłam się...
- Ekhm to bardzo miłe z Twojej strony... ale...
- Ale jesteś zajęty. Rozumiem. - powiedziałam zrywając się z łóżka.
- Nie o to chodzi. - uśmiechnął się czarująco. - Ale dzisiaj nie dam rady, mam dyżur do późna.
- No to wypiszę się jutro i potem wyskoczymy na kawę? Panie doktorze... - spojrzałam na niego zalotnie.
Szło mi z nim bardzo opornie... tak jakby mnie nie chciał. Chociaż w jego oczy mówiły zupełnie co innego. Przez chwilę milczał jakby zbierał w swojej głowie słowa, którymi mi odmówi.
- Dla Ciebie Ian, a nie doktor. - podał mi rękę. - Witam, jestem Ian.
Uśmiechnęłam się od ucha do ucha, takiego zwrotu akcji się nie spodziewałam.
- Bardzo mi miło, jestem Jessica.
Podaliśmy sobie dłonie i przywitaliśmy się. Ja leżałam a Ian siedział na przeciwko mnie i zaczęliśmy rozmawiać o różnych sprawach. Widziałam, że temat i powód przez który wylądowałam w szpitalu był omijany szerokim łukiem. Byłam mu za to bardzo wdzięczna. To nie czas i chwila by psuć taką atmosferę.
- Panie doktorze! Pacjent z pod trójki walczy o życie! - wpadła pielęgniarka z przerażającą informacją.
- Przepraszam, muszę lecieć.
Wstał i wybiegł. Nawet nie zdążyłam mu niczego powiedzieć. Miałam tylko nadzieję, że ten pacjent wyjdzie z tego i dalej będzie cieszył się życiem. Poleżałam tak jeszcze chwilę, a potem postanowiłam, że zjem stojący obok apetyczny budyń. Kiedy się już nacieszyłam słodziutkim budyniem postanowiłam szybko wstać, by ból mnie tak mocno nie sparaliżował i rozprostować kości od ciągłego leżenia. Wstałam szybko i gwałtownie. Skrzywiłam się z bólu, ale stałam już na własnych nogach. Pierwsze co zrobiłam to podeszłam do stolika z bukietem i poszukałam bileciku. Uśmiechałam się tak promiennie pierwszy raz od dłuższego czasu. Zapomniałam o wszystkich przykrościach. Jednak wszystkiego pożałowałam kiedy przeczytałam karteczkę z bukietu.
- "Jeszcze za mną zatęsknisz. Pozdrawiam, X."
Podarłam karteczkę na tysiące małych kawałeczków. Patrzyłam jak papier opada na podłogę.
Spojrzałam teraz z obrzydzeniem na kwiaty. Zaczęłam płakać i krzyczeć. To była histeria. Gdybym wtedy umarła nie miałabym tych problemów teraz. Zacisnęłam zęby, ale to nie pomogło... Chwyciłam wazon z kwiatami, ostatni raz spojrzałam na cudnie pachnące róże i rzuciłam nimi o ścianę. Włożyłam w to tyle agresji na ile było mnie stać. Tylko tyle mogłam zrobić, żeby się tego pozbyć. Wazon robił się na miliony kawałków. Szkło teraz wyglądało jeszcze piękniej i jeszcze bardziej niebezpiecznie. Krzyczałam. W sumie właśnie w tej chwili zachowywałam się jak wariatka. Krzyczałam, płakałam i w rękach łamałam róże.
- Jessica! Co Ty robisz?! - Ian przytrzymał mi ręce.
- Zostaw. Muszę to zniszczyć, wszystko! - krzyczałam.
Wyrywałam się ile tylko starczyło mi tchu. Po krótkiej chwili poczułam silne ukłucie w ręku...

Obudziłam się w swoim szpitalnym łóżku. Podniosłam się gwałtownie żeby zobaczyć gdzie są kwiaty, czy ich już nie ma. Zapłakałam. Bolało. Nie brzuch, nie obolałe żebra... serce, które pękało ze strachu... Bałam się. Nie czułam się bezpiecznie w tym miejscu... Gdzieś w środku czułam, że nigdzie nie będę bezpieczna. Położyłam się załamana tą wizją i zaczęłam płakać.
- Jassico mogę wejść? - spytał Ian zostając w drzwiach.
Nie miałam siły mu odpowiedzieć, więc pokiwałam głową. Potrzebowałam kogoś komu ufam, a jemu mimo krótkiej znajomości rozum podpowiadał mi, że można mu zaufać. Poszłam więc za rozumem i się go posłuchałam. Doktor wszedł i usiadł obok. Złapał mnie za rękę i zapytał.
- Co się stało?
- Ian... ja.. ja nie będę nigdy bezpieczna... - mówiłam to co wpadało mi do głowy.
- Ale co się stało?
- On wie... on wie, że tu jestem..
- Skąd?
- On...on.. kwiaty...
- On przesłał Ci kwiaty?! - uniósł głos oburzony Ian.
- Tak. Ian ja się boje! Muszę stąd uciekać. - panikowałam.
- Nigdzie nie uciekasz. Będę Cię pilnować Dzwonię na policję.
- Nie możesz! Ja nie pamiętam! Ja nie mam pojęcia kim on jest! Wyśmieją mnie! - krzyczałam przez łzy.
Miałam już dość. Wiedziałam, że Williams chce dobrze, ale za każdym jego przekleństwem, groźbą robiło mi się jeszcze gorzej... A moja panika przerastała wszystko.
- Jassica musisz się pilnować! Musisz poczuć się bezpieczna... Ja Ci w tym pomogę, obiecuję.
- Nie chcę obietnic. One ranią jeszcze bardziej kiedy nie są dotrzymane. - przytuliłam się do niego. - Proszę tylko przy mnie bądź. I wspieraj mnie w moich decyzjach. Nie chcę zgłaszać tego na policję. Poradzę sobie.
- Dobrze, zrobimy tak jak mówisz. Ale zaufaj mi. Nie wiem co to jest, ale masz coś w sobie i chce się Tobą opiekować. Pozwól mi proszę.
- Ian pozwalam. Tylko ufajmy sobie nawzajem.
Siedzieliśmy tak przytuleni przez pewien czas. Uspokoiłam się.. Chciałabym siedzieć tak dłuższą chwilę, ale Ian miał również po południowy dyżur. Nie mogłam go w nieskończoność trzymać przy sobie, wiedząc, że inni pacjenci również go potrzebują. Zapewnił mnie, że jeszcze do mnie wróci. Na do widzenia uśmiechnął się tak uroczo, że zaparło mi dech w piersiach. Kiedy wyszedł usiadłam na łóżku i włączyłam telewizję. Nie było nic ciekawego, znowu trafiłam na serial na TVN. Skoro nic innego mi nie zostało, położyłam się na łóżku i czekałam na Iana, aż wróci z dyżuru by móc znów z nim porozmawiać.

2 komentarze:

  1. Widzę że szablon się zmienia, ciekawe jak będzie wyglądał ;) Ciekawa notencja, pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekamy na nowy szablon, notka genialna :P

    OdpowiedzUsuń