Hej! Jak widzicie mam nowy szablon, jest cudowny i po prostu nie mogę przestać się na niego patrzeć :) Szablon zawdzięczam Carabelli z Graphicpoison. Dzięki niej mój blog jest śliczny, jeszcze raz dziękuje! :* A teraz zapraszam do czytania :)
***
Obudziłam się nad ranem. Nie do końca pamiętam czy wieczorem przyszedł jeszcze doktor Williams, ale w każdym bądź razie czułam się bardzo wypoczęta. Spojrzałam na zegarek gdzie dochodziła dopiero godzina 7, a więc zaczął się już poranny dyżur. Leżałam tak i rozglądałam się po sali. Na szczęście na stoliku nie stały żadne nowe kwiaty, za to mogłam się napatrzeć na dwie porcje budyniu. Pewnie jeden jest sprawką Iana, który dba o moją dietę. Zaśmiałam się na tę myśl i czekałam na lekarza, który przyjdzie sprawdzić czy już mogę się sama wypisać. Moje myśli krążyły wokół tego co się ze mną stanie, gdzie będę mieszkać i gdzie będę pracować. Póki co castingi musiały poczekać, bo jestem jeszcze dosyć posiniaczona, więc nie miałabym żadnych szans jeśli chodzi o zdobycie pracy. Skusiłam się na budyń i właśnie wtedy, kiedy sięgałam po łyżeczkę na salę wszedł Williams.
- Cześć. Jak się dzisiaj czujesz? - spytał czule doktor.
- Hej. Wszystko dobrze. Jestem tylko trochę głodna, ale tu to tylko budyń się nadaje do jedzenia. - zaśmiałam się lekko. - Chcę się wypisać.
- Właśnie dlatego przyniosłem Ci prezent.
- Papier? Żartujesz sobie?
- Jessica to są dokumenty do wypełnienia, które no musisz wypełnić żeby stąd wyjść. - powiedział. - Będziesz miała gdzie się zatrzymać?
- Nie. Ja nic nie mam. Oczywiście tamten mężczyzna niczego mi nie ukradł, więc mam portfel, a w nim trochę pieniędzy i dwie karty kredytowe. Nie mam się tylko gdzie zatrzymać i swojej kochanej szafy.
- Póki co możesz zatrzymać się u mnie. Nie mam jakiegoś wielkiego apartamentu, ale jest kuchnia, łazienka i wygodne łóżko do spania. Ja się przeniosę na kanapę. - powiedział poważnie.
- Dziękuje. Nie wiem czy skorzystam, bo wolę radzić sobie sama, tak mnie nauczyło życie, więc proszę nie gniewaj się na mnie...
- Nie szkodzi, rozumiem. Wiem, że nie masz pracy, więc może chciałabyś numer do mojej przyjaciółki? Pewnie ma wolne etaty.
- Jasne, to się przyda. Gdzie wolne etaty?
- Sekretarki. Pasuje Ci?
- Pewnie! Byłoby miło zacząć od nowa. - powiedziałam zadowolona.
- Słuchaj pogadałbym dłużej, ale rozumiesz dyżur..
- Rozumiem. Ja wypełnię te dokumenty.
- Dobrze, a potem zanieś to do recepcji.
- Pewnie.
Przed wyjściem uśmiechnął się tylko i wyszedł. W pokoju zostałam już sama. Włączyłam telewizję żeby zakłócić ciszę, która zapanowała bo wyjściu doktora. Leciał jakiś program o podróżach, więc na chwilę zawiesiłam na nich oko. Chodź nigdy nie byłam poza granicami kraju, to podróże i tak królowały na liście moich marzeń. Pokazywali piękną Grecję, Hiszpanię, Chorwację. Bardzo ładne miejsca, w które kiedyś na pewno pojadę. Pokazali reklamy, więc w tym czasie zabrałam się za te papiery. Było ich sporo, ale przecież prawie wszędzie chodziło o mój podpis. Trafiłam na dwie pełne kartki, w których musiałam wspomnieć na przykład o rodzicach, czy przebytych chorobach. Było mi tu szczególnie trudno, ponieważ swoich rodziców nie pamiętam.. Na szczęście co do nich były za ledwie trzy pytania, więc uwinęłam się z tym dosyć szybko. Po może 15 minutach wypełniłam wszystkie kartki, więc stwierdziłam, że już czas zanieść je do recepcji. W końcu mogłam wyjść sama z sali i nikt by na mnie nie krzyczał. Szłam pomału ciesząc się swoim widokiem w odbiciach. Chodź było to nie na miejscu, to cieszyłam się, że wracam do zdrowia i życzyłam tego z całego serca wszystkim innym pacjentom. W recepcji wszystkie papiery położyłam na ladzie i czekałam aż przyjdzie jakaś pielęgniarka. Po kilku minutach przyszła otyła brunetka, która sprawiała wrażenie niezadowolonej z życia. Przekazałam jej plik papierów, a ona coś pogadała pod nosem czego prawie w ogóle nie zrozumiałam. Zapytałam się czy mogę wrócić do sali coś tam powiedziała, ale ja już nie zwracałam na nią uwagi, po prostu wróciłam do swojego pokoju. Usiadłam na łóżku i kontynuowałam oglądanie programu o podróżach. Nie patrzyłam na zegarek, ale może po godzinie przyszedł do mnie Ian z wiadomością, że mogę opuścić szpital, bo wszystko się zgadza. Ucieszyłam się na tą myśl, bo w końcu mogłam wyjść i zjeść porządny obiad.
- Potrzebujesz czegoś jeszcze?
- Nie, powinnam dać radę. - powiedziałam spokojnie.
- Aaaa właśnie numer! Nazywa się Caroline. Powiedz, że ja Ci dałem numer.
- Jasne, dziękuje.
Wyjęłam swój telefon z torebki. W końcu zobaczyłam co tam miałam. Szczotka do włosów, perfum, pomadka do ust, książka, telefon i klucze. Ian podał mi numer po czym zniknął gdzieś na korytarzu wśród innych lekarzy. Wystukałam na klawiaturze telefonu podany numer i czekałam aż usłyszę głos tej dziewczyny.
= Tak słucham? - odebrała telefon.
- Cześć. Nazywam się Jessica Lorens i Twój numer podał mi Ian Williams.
= Cześć. Caroline Carter. W czym mogę pomóc?
- Ian mówił, że możesz pomóc znaleźć mi pracę, a przyznam, że jest mi bardzo potrzebna. W Nowym Jorku nie znam jeszcze nikogo.
= No dobrze. Czy możemy się dzisiaj spotkać? Na przykład w restauracji "Raj Smaków"? Ian może Ciebie tam podrzucić.
- Jasne, nie ma problemu. O której?
= Może jakoś koło 18?
- Dobrze. Będę. Jeszcze raz dziękuję.
= Jeszcze nic nie zrobiłam. Do widzenia.
- Do widzenia.
Rozmowa była dosyć oschła, miałam wrażenie, że ta cała Caroline nie miała ochoty się ze mną spotykać i wszystko to robiła tylko dla doktora. Może coś między nimi było albo co gorsza jest dalej. Spakowałam się i ubrałam rzeczy, w których trafiłam do szpitala. Moje ciuchy były całe brudne, chciałam trochę podratować sytuację poprzez mokre chusteczki, ale na nic były moje starania. Musiałam wybrać się na zakupy, żeby chodź dzisiaj móc wyglądać dobrze. Chciałam znaleźć przed wyjściem jeszcze Williamsa żeby wziąć od niego numer telefonu, by być z nim w kontakcie.
- Ian! Ian! - krzyczałam przez pół korytarza.
Zadziałało, obrócił się i z uśmiechem szedł w moją stronę.
- Jessica coś się stało? - spytał.
- Podaj mi swój numer. Chciałabym mieć z Tobą kontakt, póki co tylko Tobie ufam. - powiedziałam szczerze.
- Jasne, rozumiem.
Wziął mój telefon i wpisał swój numer. Chwile tak staliśmy i milczeliśmy, ale ktoś musiał to skończyć.
- Słuchaj dzwoniłam do Twojej przyjaciółki... Mam się dzisiaj z nią spotkać, pojedziesz ze mną?
- Jasne. O której?
- 18 w restauracji "Raj Smaków".
- Mam dyżur... ale zamienię się z kolegą na godziny. Nie będzie problemu.
- Dziękuje. - uśmiechnęłam się.
- Gdzie teraz idziesz?
- Poszukać jakiejś galerii handlowej i sklepu, w którym ubiorę się ładnie i tanio, bo tak przecież nie mogę się pojawić na rozmowie. - zaśmiałam się.
- No pewnie. Jeśli coś będzie Ci potrzeba to śmiało do mnie dzwoń.
- Jasne.
Pocałowałam go w policzek i poszłam w stronę wyjścia. Odwróciłam się raz by posłać mu ładny uśmiech w ramach podziękowania. Pomachałam mi na do widzenia, a ja w końcu wyszłam ze szpitala na świeże i czyste powietrze. Stanęłam tak przed wejściem i z uśmiechem na ustach wciągnęłam z całych sił powietrze. Cudowne uczucie, jakbym znowu była wolna i bezpieczna. Zapytałam się ludzi na ulicy, którędy dojdę szybko do galerii. Ludzie byli życzliwi, otwarci szybko wskazali mi drogę nie pytając o powód mojego wyglądu. Udałam się szybko ciesząc się wolnością i swobodą jaką dawało mi te miasto. Po może 20 minutach spacerku dotarłam do wielkiej galerii. Śmiało weszłam do środka i zaczęłam buszowanie po sklepach.
Blog jest prześliczny <3 czekam na kolejne notki :)
OdpowiedzUsuń"Ludzie boją się śmierci bardziej nawet niż bólu. To dziwne, że się jej boją. Życie boli dużo bardziej niż śmierć. W momencie śmierci, ból się kończy. Więc koniec to chyba twój przyjaciel"**
OdpowiedzUsuńJeżeli zainteresował Cię ten fragment, zapraszam do siebie :
third-timee.blogspot.com