środa, 31 lipca 2013
5. Bo po każdej burzy wychodzi słońce
Hej! Co tam słychać? Ostatnio u mnie była taka burza, że nie mogłam spać... do tego byłam tak przestraszona, że prawie się popłakałam :o --> Wiem, wiem... wstyd :) Ale już teraz jest ładnie. A na ten weekend planuję z przyjaciółmi jakiegoś grilla, żeby miło spędzić czas. Zachęcam do czytania i komentowania. Pozdrawiam! :*
***
Woda koiła nerwy... uśmierzała ból i smutek, który cały czas siedział gdzieś w zakamarkach mojej głowy, pomimo tego iż walczyłam z tym z całych sił. Po jakimś czasie dałam sobie spokój z myślami i skupiłam się na relaksie. Korzystałam tak z prysznica dłuższy czas, ale stwierdziłam, że to nie ładnie kazać Belli tak długo czekać. Wytarłam się ręcznikiem i ubrałam się w koszulę nocną i założyłam miękki, różowy szlafrok. Przejrzałam się w lustrze. Wyjęłam swoją szczoteczkę do zębów, którą dostałam w zestawie od pani domu i umyłam dokładnie zęby. Następnie przeczesałam włosy palcami i byłam gotowa na babski wieczór. Kiedy wyszłam z łazienki poczułam zapach pysznej zapiekanki. Szłam w stronę kuchni. Po kuchni przemieszczała się młoda dziewczyna. Teraz mogłam się jej dokładniej przyjrzeć. W sumie dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że chcę się jej lepiej przypatrzeć. Była średniego wzrostu blondynką o niebieskich oczach. Na jej twarzy widniał uśmiech. Na pierwszy rzut oka, każdy normalny pomyślał by, że jest głupiutką blondynką. W końcu takie mamy stereotypy. Jednak jakby poznać ją bliżej, widać było, że jest kobietą dojrzałą o wielkim sercu.
- Co tak stoisz? Może byś mi pomogła? - powiedziała śmiejąc się pod nosem.
- Jasne. Ładnie pachnie. Co to? - zapytałam zaciekawiona.
- Zapiekanka z przepisu jeszcze mojej babci. U niej to się zawsze najadłam.
- Hym.. Co mam robić?
- W szafce nad zlewem mam kieliszki do wina, w szufladzie jest korkociąg, a wino schłodzone w lodówce.
- Ale się przygotowałaś. - uśmiechnęłam się. - Rozumiem, że to tylko i wyłącznie babski wieczór?
- Jasne. Tylko my dwie. Moje koleżanki nie mogły dzisiaj dołączyć.
Przygotowywała zapiekankę opowiadając mi cały czas o swojej babci. Nie narzekałam na te wszystkie informacje. Miło było pomyśleć o czymś innym niż o Ianie i tej przeklętej Caroline. Potem przeniosłyśmy się do saloniku, w którym wcześniej zdążyłam trochę nabałaganić swoimi mokrymi ciuchami. Postawiłam kieliszki i wino na stoliku. Po chwili przyszła Bella, postawiła zapiekankę i włączyła telewizor. Usiadłam wygodnie w fotelu i czekałam na rozwój wydarzeń. Nie byłam osobą, która od razu się zwierza z wszystkiego, ale mimo wszystko czułam, że właśnie Belli mogę zaufać i to w stu procentach i jeszcze dobrze na tym wyjdę.
- No to powiedz mi coś o sobie. - poprosiłam dziewczynę.
- A więc.. Nazywam się Bella Park. Mam 25 lat. Pracuję w firmie nie daleko centrum handlowego. Jestem romantyczką, więc spacery o zachodzie słońca nie są mi obce. I.. pomagam ile wlezie. To jakaś taka chyba moja potrzeba.
- To dlatego zaprosiłaś mnie do siebie?
- Nie koniecznie. Wyglądałaś okropnie, a szkoda było mi tej marynarki. Pożyczysz mi ją? - rzuciła we mnie poduszką.
- Wiedziałam, że chodzi o coś więcej niż zaproszenie bezdomnej na kolację. - zaśmiałam się.
Atmosfera naszego wspólnego wieczoru była wesoła. Czułam, że mimo tego co wydarzyło się wcześniej w końcu znalazłam swoją bratnią duszę. Zaufałam jej po kilku minutach wspólnego spaceru do jej domu. To miało sens. Z zamyślenia wyrwał mnie głos Belli.
- A co Ciebie sprowadziło na tamtą ławkę? - spytała zaciekawiona.
- To długo historia. - powiedziałam chwytając kieliszek.
- Mamy czas. - chwyciła za butelkę wina.
- A więc, nie wiem kiedy dokładnie to było, ale jakiś czas temu zostałam zaatakowana przez jakiegoś mężczyznę. Nie zgwałcił mnie, ale mocno pobił.
- To straszne. - przerwała mi.
- Słuchaj dalej. To jeszcze nie wszystko. - nakazałam jej delikatnym tonem. - Potem trafiłam do szpitala, w którym badał mnie doktor Ian. Mega przystojny facet, ale jak się potem okazało kompletny palant. A ja mu zaufałam... Miał mi pomóc dostać pracę przez jego przyjaciółkę, ale na spotkaniu flirtowali ze sobą, a ja siedziałam obok jak taka sierotka. Do tego jeszcze w szpitalu dostałam kwiaty od jakiegoś X. Podejrzewam jednak, że to ten mężczyzna co na mnie napadł. - wydusiłam to z siebie, po czym opróżniłam kieliszek do końca.
- Zgłosiłaś to na policję?! - uniosła głos Bella.
- Zwariowałaś! Nie znam tu nikogo. Poza tym nie mam pewności czy to na pewno on..
- No dobra. Masz pracę? Bo wiem, że mieszkania nie masz.
- Pracy też nie mam. Cholerna Caroline do tego by nie dopuściła. A doktora po tych flirtach skreśliłam. On pewnie tak do każdej.. - zasmuciłam się.
- Spokojnie. Pracę będziesz miała u mnie w firmie, a póki co możesz mieszkać ze mną. Pożyczę Ci jakieś ciuszki. - powiedziała.
Bella była kochana. Znała mnie zalewie kilka godzin, a czuła się przy mnie pewnie i bezpiecznie. To znaczyło tylko jedno- też mi zaufała. Teraz zabrałyśmy się za konsumowanie smakowicie wyglądającej zapiekanki. Wprawdzie to był mój pierwszy posiłek odkąd wyszłam ze szpitala, bo w restauracji z tą okropną parką flirciarzy nie wiele zjadłam. Co jakiś czas zwracałyśmy uwagę na ser, który strasznie się ciągnął. Było całkiem zabawnie.. a wszystko przez to, że wypiłyśmy może o dwie lampki za dużo. Rozmawiałyśmy też dużo o firmie, w której pracuje Bella. Chciałam wiedzieć jak najwięcej, żeby móc sobie jakoś poradzić na rozmowie kwalifikacyjnej. Kiedy wino nam się skończyło, a talerze były puste postanowiłyśmy się położyć. W końcu Bella musiała rano wstać, ale z tego co się dowiedziałam tuż przed snem, ja też rano miałam wstać. Położyłam się na kanapie i patrzyłam w sufit. Wszystko wskazywało na to, że jutro mam rozmowę w sprawie pracy i ogarnęła mnie lekka trema.
Poranek minął mi bardzo szybko. Tak na prawdę miałam czas tylko na szybki prysznic i kubek gorącej herbaty. Bella cały czas mnie poganiała przez co nie miałam szans się spóźnić. Pomogła mi też wybrać odpowiedni strój na tę okazję. W biurze pojawiłyśmy się tuż przed 9 rano. Bella zostawiła mnie na korytarzu obiecując, że wróci po mnie za chwilę, ponieważ musi gdzieś tam skoczyć. Stałam tak na środku korytarza, ale po chwili stwierdziłam, że lepiej będzie jak przysiądę gdzieś na krześle żeby nie zwracać na siebie uwagi. Czekałam i czekałam, a Bella nie wracała. Postanowiłam sama sobie poradzić. Poszłam w stronę recepcji. Kiedy stałam tuż obok, cudna brunetka była zajęta odbieraniem telefonów. Byłam cierpliwa.. a kiedy skończyła zapytała przyjacielskim tonem.
- Dzień dobry, w czym mogę pomóc?
- Dzień dobry. Koleżanka Bella Park umówiła mnie na spotkanie w sprawie pracy. - powiedziałam.
- Jak się Pani nazywa?
- Jessica Lorens.
- Ah tak. Jest Pani zapisana. Proszę za mną.
Wstała od swojego biurka i poszła w głąb korytarza. Nie czekałam zbyt długo, nie chciałam jej zgubić. Szłam za nią, aż w końcu zatrzymała się i wskazała mi drzwi do jakiegoś gabinetu.
- Może Pani wejść i zaczekać w środku.
Otworzyła mi drzwi po czym odwróciła się i zaczęła wracać. Stawiałam, że na pewno wraca na swoje miejsce pracy. Widać było, że pomimo ładnej aparycji znała się na swoim fachu. Niepewnie weszłam do środka i zamknęłam za sobą drzwi. Rozejrzałam się dookoła. Było to schludnie i czysto, nawet jak na faceta. Usiadłam na fotelu i czekałam. Kiedy drzwi się otworzyła wstałam jak oparzona.
- Dzień dobry. Nazywam się Marcel Hastings. A Pani to pewnie Jessica Lorens?
- Tak, dokładnie. Dzień dobry. Byłam umówiona z Panem w sprawie...
- Pracy. Tak wiem. - przerwał mi. - Na jakie stanowisko?
- Słucham? O tym koleżanka mnie nie poinformowała.
- Koleżanka?
- Bella Park.
- Aha. No tak rozmawiała ze mną. Stanowisko sekretarki oraz asystentki będzie Pani odpowiadać? - zapytał.
- Tak. Oczywiście.
Teraz mężczyzna usiadł na swoim fotelu i zaczął coś pisać w laptopie. Nie chciałam mu przerywać, więc cierpliwie czekałam. Jeśli miałabym być szczera, to ten facet strasznie mnie przerażał. Wszystko wiedział, ale to dobrze... ale żeby tak niegrzecznie przerywać.. Nie wychowany...
- Dobrze. Tak więc mam dla Pani wolny etat. Jakieś CV ma Pani?
- Niestety nie. Przybyłam do Nowego Jorku w dosyć niemiłych okolicznościach i nie miałam ze sobą takich dokumentów.
- Rozumiem. - spojrzał na mnie z zaciekawieniem. - W takim razie wyślę Panią na szkolenie. Dwa dni i będzie umiała Pani wszystko.
- Dziękuję. Bardzo szybko się uczę. - odparłam pewnym tonem. - A czyją będę sekretarką? - spytałam z nadzieję, że będzie to Bella.
- Moją. - powiedział poważnie, ale na koniec lekko uniósł wargę. - Cieszę na tę współpracę Mam nadzieję, że się dogadamy. Tutaj zapisałem Pani adres placówki, w której odbywają się szkolenia firmowe. Osobiście pojawię się tam w ostatnim dniu żeby wręczyć wszystkim certyfikaty. - powiedział. - A teraz oprowadzę Panią po biurze.
Nie protestowałam. Tak na prawdę o ile się dobrze zastanowić już miałam tu pracę. Jedyne co powinnam zrobić to nauczyć się wszystkiego na szkoleniu. Budynek był dosyć wielki, ale wszystko było dobrze opisane, więc nie była szans się tu zgubić. Mimo wszystko trzymałam się blisko Pana Marcela. Co chwilę wypytywał mnie o jakieś szczegóły firmy. Na szczęście znałam odpowiedzi, bo wcześniej wszystko powiedziała mi Bella. Z tego co zauważyłam moja wiedza musiała mu zaimponować. Cieszyłam się na tę myśl. Kiedy wróciliśmy do punktu wyjścia, czyli znowu znalazłam się przy jego gabinecie zaproponował, że mnie odprowadzi. Czułam, że jakoś dziwnie się zachowuje, ale nie mogłam od niego za wiele wymagać. Przede wszystkim za kilka dni Marcel Hastings będzie moim szefem, a ja będę parzyć mu kawę.
- Dziękuję Pani za przybycie. Proszę stawić się na szkoleniu, a potem do zobaczenia już w pracy. - uścisnął moją rękę. - Miłego dnia życzę.
- Dziękuje. Do widzenia.
Widziałam już tylko jak idzie w głąb korytarza. Zapytałam w recepcji gdzie znajdę Bellę. Brunetka chyba o imieniu Margaret powiedziała mi gdzie powinnam jej szukać. Udałam się na drugie piętro. Akurat wychodziła z łazienki, ale miałam szczęście.
- Bella! Miałaś po mnie wrócić. - powiedziałam naburmuszona.
- Przepraszam. Miałam bardzo ważne spotkanie. Skończyło się przed chwilą. Jak spotkanie?
- Chyba mam tę pracę. Muszę iść tylko na szkolenie. Ale w sumie Pan Marcel powitał mnie już na pokładzie. - zaśmiałam się.
- No to super! Trzeba będzie to uczcić!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Rewelacyjny rozdział
OdpowiedzUsuńFajnie, że Jessica znalazła prace
Życzę dużoo weny
Pozdrawiam ;)
http://i-will-give-you-everything.blogspot.com/ Zapraszam na 13 rozdział
UsuńSupeer czekam na kolejne rozdziały
OdpowiedzUsuńHaha! Podoba mi się ten Marcel chociaż nie wiele o nim wspomniałaś :p No mam nadzieje, ze Jessice się uda wszystko :)
OdpowiedzUsuńHej, trafiłam tutaj, bo zostawiłaś mi komentarz na blogu. Twój co prawda nie lekarzowy, ale również moje klimaty, także będę tu wpadać. Na razie przeczytałam jedną część, ale w wkrótce nadrobię resztę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. ;)
Świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńCzekam na nn ! ;)
Heju Heju! U mnie nowa notka, zapraszam! :*
OdpowiedzUsuńZapraszam na 14 rozdział http://i-will-give-you-everything.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń